Nawigacja po suchym, czyli GPS po staremu.
Wśród planów awaryjnych każdego szanującego się preppersa na pewno jest przynajmniej jeden zawierający przemieszczanie się w czasoprzestrzeni z punktu A do punktu B. Pół biedy, kiedy mówimy o przemieszczaniu się w warunkach w miarę normalnych - samodzielnie, drogą, własnym klimatyzowanym pojazdem, z działającym telefonem, GPS'em, mapą, znaną (mniej-więcej) trasą, ale warto sobie rozważyć plany awaryjne na różne braki. Na przykład na okoliczność, kiedy nie ma GPSa (bo np. bateria padła, albo celowo nie ma zasięgów), nie ma pojazdu (bo trzeba piechtolotem), nie ma drogi (bo rozkopali do remontu), teren jest nieznany (bo ktoś wymyślił sobie wakacje z dala od zgiełku cywilizacji i na odwyku od elektroniki), a trasę trzeba dopiero sobie przejść i do tego opisać następnemu, który będzie drałował jutro po bułki do tego spożywczaka w następnej wiosce. Z możliwymi punktami bonusowymi u osób postronnych, jeśli uda się użyć tekstu "A nie mówiłem, że się kiedyś przyda?", i z bonusem ...