O chybianiu wystarczająco prędko, czyli strzelectwo precyzyjne kontra strzelectwo (za)szybkie
Da się przyjechać na jedne zawody i strzelić zupełnie inne. Wszystko co jest do tego potrzebne, to to, żeby przy zawodach wymagających strzelania precyzyjnego ktoś mimochodem wspomniał, że jest limit czasowy - i wszystko sypie się jak po gwizdku timera. A potem człowiek stoi jak ten kołek przez pozostałe 80% tego limitu czasowego i patrzy, jak sąsiedzi wbijają gwoździa po gwoździu. Na swoją tarczę człowiek nie patrzy, bo wie, że tarcza wygląda, jak obrzucona żwirem przez przedszkolaka - i ma podobną wartość punktową.
Kiedy Twoja ostrzelana tarcza wygląda jak kupa rozsmarowana po asfalcie, pamiętaj, żeby sobie powtarzać, że wolisz strzelania taktyczne, i badguy i tak by już nie żył przez tą jednoprocentową, przypadkowo centralną dziurę poza grupą. Grupy ani celności to nie poprawi, ale dobry jednolinijkowiec i wymówka zawsze na propsie.
Przy strzelaniu z ciemnego miejsca (np. spod daszka) w jasno oświetlony cel (np. tarczę na 25 metrach) nie widać żadnych dodatkowych oznaczeń na muszce czy szczerbince, o ile same aktywnie nie świecą. I tu zaczynają się schody, jeśli tak jak w klocku przyrządy fabrycznie są ustawione tak, że dziury pojawiają się nie na szczycie zgranej muszki, ale tam, gdzie kropka namalowana na muszce, czyli niżej. Opcje są cztery - olać tradycyjne przyrządy i przejść na kolimator, olać wszystkie znaki pomocnicze i strzelać wyłącznie na przyrządach wyzerowanych na szczyt muszki jak sto lat temu, nauczyć się z tym żyć i wiedzieć, jaka jest potrzebna poprawka, albo zamontować radioaktywne tryty czy coś w tym stylu. Oczywiście, jest jeszcze opcja piąta - powtarzać sobie mantrę: "strzelam taktycznie, a statystyki mówią, że dystans taktyczny jest do X metrów". Gdzie X to odległość w metrach, na którą jesteś w stanie trafić cel wielkości szafy 9 na 10 strzałów.
Oryginalna wrzutka na FB, po pewnych szczególnie pouczających zawodach.
Komentarze
Prześlij komentarz