EDC - co to, i po co to komu.
Parę słów o EDC, Ekwipunku Dźwiganym Codziennie, albo jak to Anglosasi wymawiają, "Every Day Carry". Jak zwykle, polecimy warstwami, od najprostszych w górę, żeby każdy mógł wybrać odpowiedni dla swoich warunków psychofizycznych poziom zabawy.
- "Goło i wesoło", czyli w samym ubraniu. Wbrew pozorom, to się zdarza, zwłaszcza dzieciom czy podczas wakacyjnego wypoczynku. To bardzo wygodny zestaw EDC, bo całkowicie deleguje noszenie czegokolwiek przydatnego osobom trzecim. I o ile całkowicie normalnym jest czterolatek drący się na ulicy "mama tata pić!", o tyle osoba dorosła drąca się na tej samej ulicy "Ma ktoś pożyczyć stówę?!", czy "Kochanie, daj mi portfel!" już, delikatnie mówiąc, niekoniecznie zaspokoi swoje potrzeby.
- "Młody, radosny, z dużego miasta", czyli komórka i klucze. W komórce zegarek, dokumenty, bank, bilety, mapa, grupa wsparcia, łączność alarmowa, tona muzyki i innych przeszkadzajek, a niedługo i VR. Klucze są w zestawie tylko dlatego, że rodzice zdecydowanie negatywnie podchodzą do wymiany normalnych zamków z atestem na te inteligentne, podłączone do aplikacji i internetu. To też jest fajny zestaw, ale jest mocno ograniczony do tzw. "normalnych" okoliczności, kiedy nie dzieje się nic poważniejszego niż jakaś rozróba na fejsie. Jest też niezbyt odporny na awarię lub nieplanowaną redystrybucję jedynego urządzenia trzymającego ten zestaw w kupie, czyli komórki.
- "Młody, radosny, na wycieczce" - do zestawu nr 2 dochodzi butelka wody, i może jakiś batonik lub kanapka. Pojawia się plecaczek, nerka, albo inny przenośny pojemnik, żeby nie trzymać tego EDC w rękach lub po kieszeniach, albo też ubranie składa się głównie z kieszeni zdolnych pomieścić średniej wielkości psa. Ten zestaw nosi już pierwsze cechy zestawu przeżycia, bo ze względu na wodę i ewentualny batonik pozwoli przetrwać już dłuższy czas bez konieczności uzyskania czegokolwiek od innych ludzi. Owszem, w przypadku rosnących nastolatków czas tej niezależności jest mierzony najwyżej w godzinach, ale jest to już coś.
- "Pomysłowy/a Dobromir/ka" - do zestawu dokładamy scyzoryk lub inne drobne narzędzie, typu rekomendowany przez RCB mini-łom, czy multitool. Razem z kluczami tworzy to potężny zestaw miejski, dający możliwość poradzenia sobie z dowolnym patykiem, kartonem, opakowaniem zbiorczym, i prostymi naprawami (lub wprost przeciwnie) napotkanej maszynerii. No i zawsze można przyciąć paznokcie.
- "Czyste ręce" - w zestawie jest pakiet higieniczny, np. mokre chusteczki, jakiś żel dezynfekujący do rąk, może papier toaletowy (inwestycyjny lub zwykły), inne produkty higieniczne dostosowane do potrzeb. Tak, ProPaństwa, to wcale nie jest oczywista sprawa, bo kto nie słyszał strasznych opowieści o upiorach błagalnie zawodzących z sąsiedniego stanowiska w publicznym kiblu. "Pomocy, nie ma papiru...!"
- "Doładowanie" - w porównaniu z poprzednim stuleciem (te 20 lat temu) nieporównanie wzrosła ilość urządzeń, które każdy po prostu musi cały czas mieć ze sobą włączone(1). Ponieważ bywa różnie, a niektóre aplikacje są mocno prądożerne, warto dorzucić i kabelek do ładowania (najlepiej z własną ładowarką, żeby nie załadować sobie jakiegoś przygodnego syfu z przygodnych gniazd USB o mrocznej przeszłości), i jakiś powerbank na wypadek większej posuchy. Biorąc pod uwagę jaja, jakie nam grożą z energią tej zimy, zdecydowanie polecałbym jakiś powerbank zdolny do zasilenia drobnego grzejnika dłoni czy coś.
- "Plasterki duże i małe" - czyli pierwsza pomoc. Od zwykłych plasterków pakowanych pojedynczo, przez plastry w sprayu i z dezynfekcją do stazy taktycznej i pakietu IPMED/IFAK, zależnie od budżetu, umiejętności, i chęci ratowania innych ludzi. Jakoś tak zawsze wychodzi, że człowiek z sensowną apteczką i umiejętnością jej użycia najrzadziej pakuje się w kłopoty.
- "Spraj na nieuprzejmości" - tu już zaczynają się tematy trochę nie dla dzieci, czyli sprzęt do aktywnego zniechęcania złych ludzi i agresywnych zwierząt do zajmowania się złymi rzeczami w naszym pobliżu. Temat jest szalenie obszerny, bo zaczyna się od posiadania parunastu PLN w drobnym bilonie w tekstylnym elastycznym worku, który zupełnie przypadkiem da się rozbujać i położyć z dużą energią na czyjejś głowie lub kolanie, czy długopisu którym też zupełnie przypadkiem da się wybić przednią szybę auta, przechodzi przez wszelkie niekoncesjonowane środki które już jednak powodują podniesienie brwi jeśli wypadną komuś na ulicę - typu gazy, paralizatory, pałki teleskopowe, aż do przedmiotów na które należy posiadać odpowiednie uprawnienia państwowe. Nie wszystko, nie zawsze, nie wszędzie i nie wszystkim wolno wnosić, co też jest istotną sprawą. Ten segment EDC wymaga starannego i realistycznego planowania, inaczej wystąpienie incydentów przykrych a wstydliwych(2) jest jedynie kwestią czasu.
- "Tacticool" - nie dość, że nie dla dzieci, to jeszcze wymaga dużych nakładów. Ten segment obejmuje maski przeciwgazowe i aparaty oddechowe, pirotechnikę różnych klas, osłony balistyczne, noktowizję, termowizję, środki przenoszenia tychże, noże bojowe, zapasową broń, umundurowanie lub jego elementy, takie tam. Żeby miał głębszy sens, a nie był cokolwiek na wyrost w dzisiejszych warunkach, powinien też obejmować specyficzną pracę i zgrany zespół podobnie wyposażonych ludzi.
- "Tydzień w dżungli" - filtry do uzdatniania wody, kuchenka turystyczna, naczynia, zapas jedzenia, zapasowe ubrania, więcej narzędzi, leki, głowa na karku i dobry plan - ale to już jest dyskusja o planach ewakuacyjnych i modnym ostatnio "plecaku ucieczkowym", pieszczotliwie zwanym BoB'em. Jeśli Twój zestaw EDC składa się z BoB'a i ekipy, albo, co gorsza, z tacticool'owego BoBa i tacticool'owej na poważnie ekipy, to nadszedł czas na poważną rozkminkę czy by jednak nie przenieść się gdzie indziej.
Dodatkowo, do każdego zestawu powyżej 3 przydaje się osobne, niezależne światło, żeby sobie na spokojnie przyświecić czymś innym niż komórka na ostatnim procencie. Zależnie od uwarunkowań kulturowych, to może być cokolwiek, od zapalniczki benzynowej przez jakiś brelok ze światełkiem aż do normalnych latarek, którymi i szybę da się wybić, i podpiąć jako powerbank, i olśnić kogoś po oczętach tak, żeby zapomniał, czemu pytał o nasz portfel i telefon. To też duży, osobny temat - po co komu własne światło w łapie, i jakie ono ma być.
I to by było na tyle wstępu do teorii noszenia przydasiów. Zestawy w postaci kanonicznej(3)rzadko występują w naturze - zazwyczaj są to kombinacje o zwielokrotnionej funkcjonalności, typu "Czyste ręce Dobromirki na wycieczce", "plasterki na wycieczce ze sprajem i gotówką", czy też nawet "Tacticoolowo, goło i wesoło" - kiedy brodaty typ cały w kamuflażach tropikalnych i tatuażach siedzi nocą na przystanku w Pcimiu i smętnie patrzy na rozładowanego ajfona, mamrocząc pod nosem coś o brakującym papierze.
1) Wzrosła z 0 do 1, z pojawieniem się smartfonów.
2) jak np. zapiszczenie na bramce ochrony w muzeum, czy też seria niewygodnych pytań od patrolu policji wezwanego przez zaniepokojonych obywateli do "dziwnie zachowującego się, możliwe że uzbrojonego" w hipermarkecie.
3) poza "goło i wesoło" oraz "młodymi, radosnymi", bo tego jest pełno.
Komentarze
Prześlij komentarz