Dwa to jeden, a jeden to żaden, czyli o zapasie części zamiennych.
Są takie dni w życiu żółwia, że się rzeczy psują. Czasami sprawa jest prosta – j#bło, to j#bło, na ch# drążyć temat, trzeba kupić nowe i tyle. Póki działa internet, sklepy są otwarte, jest prąd i można cierpliwie poczekać, nie ma problemu – da się dostac wszystko, tylko czasami trzeba będzie na przykład czekać na przesyłkę z Kanady części do chińskiej latarki kupionej w Polsce 1).
Gorzej, jak sprawa jest trochę bardziej pilna, albo człowiek planuje na okoliczność awarii. Wtedy wypadałoby trzymać albo całe urządzenie zapasowe, żeby bezstresowo to zepsute skanibalizować sobie na części zapasowe, grzejąc się metaforycznie w ciepełku uruchomionego bezstresowo drugiego. Ale to droga zabawa, tym droższa, im bardziej złożone jest to urządzenie. Bywa też tak, że po prostu nie ma sensu kupowania zapasowego urządzenia, bo używa się go tylko od wielkiego dzwonu 2).
Wtedy mądry człowiek sobie zapewni odpowiedni zapas części, które najczęściej padają, albo takich, które poszerzają możliwości urządzenia. Trzymajmy się przykładowej latarki – do EDC można sobie do niej doczepić smyczkę czy różne klipsy. Do zabaw taktycznych można do niej kupić włącznik żelowy, żeby po ubraniu latarki w montaż przyczepić ją do karabinka. Jakieś kolorowe filtry i inne nakładki, jakby trzeba było coś sygnalizować, czy choćby poświecić na kolorowo do imprezy. Jakieś dodatkowe akumulatorki, żeby latarka mogła robić za niewielki powerbank, i tak dalej, i tak dalej. Przy odrobinie wyobraźni i taśmy klejącej z tych akcesoriów czasami będzie się dało sklecić na przykład zapasowy włącznik czy coś.
Problem zaczyna się, kiedy mądry człowiek nakupił tego dodatkowego szpeju tyle, że już nie pamięta, co gdzie schował. Bo wtedy grozi mu sytuacja cokolwiek niezręczna, że doskonale pamiętając, iż „dokładnie tu położyłem, jakoś tak w zeszłym roku”, a jednocześnie wiedząc, że jakieś pół roku temu sporo pudełek po szpeju wyniosło się z tego padołu bez dogłębnej inspekcji, oraz pamiętając położenie wszystkich skrytek szpejowych w mieszkaniu, za cholerę nie będzie w stanie znaleźć tego cholernego tailcapa.
Bonusowe punkty, jeśli ten cholerny tailcap zostanie namierzony w Kanadzie, uruchomieni zostaną znajomi, pójdzie zapytanie o części do polskiego dystrybutora, czy prośby o pomoc pójdą szerzej, po forach 3)
Podwójny bonus należy się wtedy, kiedy rzeczony tailcap, po wykonaniu wszystkich powyższych czynności, znajdzie się w jakimś sprytnym schowku, takim, do którego rzeczy trafiają żeby o nich nie zapomnieć. Na przykład, niecałe ćwierć metra w lewo i w górę na półce szpejówce, „żeby się nie stracił i nie spadł”.
A już absolutnie poczwórny bonus się należy, jeśli tailcap znajdzie ktoś z rodziny. Oj, na przykład, żona w kieszeni plecaka. Przy czym punkty można sobie naliczyć się dopiero po pełnym odwołaniu poszukiwać na wszystkich uruchomionych kanałach.
Morał: wszystkie przydasie powinny jednak lądować do specjalnego kubełka na przydasie tego rodzaju, opisane i skatalogowane. Tylko komu się chce…
1) „Moduł włącznika latarki fenix pd35tac, z przełącznikiem chwilowym i ciągłym”, ale taki nie za bardzo taktyczny. Słowem,tailcap, jak to się po staropolsku teraz nazywa.
2) jak np. tę chińską latarkę – za dnia niespecjalnie się przydaje, w nocy trochę bardziej, chyba, że akurat jest przyczepiona do karabinka. Wtedy nie przydaje się w ogóle, poza ew. zawodami po ciemku, których na razie jest jak na lekarstwo.
3) sprowadzenie tego tailcapa, okazuje się, to jakieś około 200PLN. Nowa taka latarka, nie w promocji, to teraz jakieś 400. To już lepiej przełknąć szyderę i jednak znaleźć ten pierwszy egzemplarz.
Komentarze
Prześlij komentarz