Każdy gram na wagę złota, czyli o tym, jak pakować rzeczy na grzbiet.

Lato za pasem, a wraz z nim radosne wędrówki przed siebie, dzika przyroda otaczająca zewsząd, ścieżki biegnące w nieznane i przygoda za przygodą. A wraz z nimi, pęcherze na nogach, pogryzienia przez owady, chłód, głód, odwodnienie, obolałe plecy aż do kolan i odparzenia, bo ktoś uznał za dobry pomysł spakowanie na swoje plecy połowy mieszkania i ćwiartki piwnicy, tak na wszelki wypadek, bo komandosi Jutuba tak poradzili.

I tu wjeżdżamy my, z garścią dobrych rad, ratujących skórę tricków, oczywistych banałów i niesprawdzonych rozkminek. Które, oczywiście, każdy Czytelnik zastosuje (lub nie) na własną, wyłączną odpowiedzialność.

Duży może więcej, czyli zasada kciuka w oko.

Dla skupienia uwagi przyjmijmy, że lekki plecak to mniej niż 10% wagi operatora. Ciężki plecak to do 25% wagi operatora. Wszystko ponad 25% to albo głupota, albo ośli upór, albo desperacja. No, albo tornister szkolny, bo przecież wiadomo, że dzieciaki poniosą wszystko.

Plecak, czyli w czym rzecz.

Dobry plecak dobrany do możliwości, trasy, ładunku i pogody to podstawa – to słyszał chyba każdy. To dobra rada, tylko fragment „dobrany do możliwości, trasy, ładunku i pogody” niestety jest najczęściej niemy, jak „D” w „Django”. Wyczerpujące opracowanie znacznie przekracza ramy niniejszego tekstu1), ale parę podstawowych wskazówek da się ustalić.

  1. Funkcja ponad formą. Codzienny plecak EDC jest fajny, póki planowana nie przekracza zwykłych, codziennych dystansów które robisz z tym plecakiem – i chodzi o własne, osobiste kroki i "własnoplecnie" noszone kilogramy, nie transport publiczny i plecak leżący na półce.
  2. Pas biodrowy, a nie jego forma szczątkowa. Uczciwie materacowany pas biodrowy jest w mojej ocenie absolutnie niezbędny, jeśli plecak jest cięższy niż 10kg , dystans przekracza 10km, przewyższenie przekracza 500m, lub, co gorsza, następuje kumulacja 2)
  3. Wentylacja na plecach. Nic tak nie psuje humoru, jak wodoodporny plecak bujający się na przepoconej koszulce, przyklejonej całym zestawem do pleców już kolejną godzinę. Dobry plecak musi mieć jakąś formę stelaża i dystansu do pleców, pozwalającą na wentylację. Bez złudzeń – koszulka nadal będzie nadawała się do wyżymania, jeśli trasa jest intensywniejsza, ale będzie lepiej.
  4. Regulacje. W dobrym plecaku powinno dać się dostroić do siebie i ładunku: pas biodrowy, długość szelek, wysokość szelek, kąt między plecakiem a pleckami, pas piersiowy jeśli ktoś używa, pojemności komór, i generalnie wszystko poza kolorem3). Dodatkowym plusem może być (ale wcale nie musi) możliwość doczepiania i odczepiania kieszeni i szpeju luźnego – z jednej strony pierdyliard kieszonek i kieszeni nadaje sporego uroku i pozwala na łatwy dostęp bez grzebania po całym worku, z drugiej taśmy i zaczepy jednak swoje ważą.
  5. Pojemność – bo nie każdy wypad wymaga 80-litrowego monstrum. Wprawdzie z dużego plecaka zazwyczaj da się zrobić znacznie mniejszy, przy odpowiednim przyłożeniu siły do różnych pasków ściągających, ale branie ponad dwu-i-półkilowego potwora do przeniesienia litra wody, kanapki i ulubionej książki na odległość kilkuset metrów do parku niekoniecznie jest wygrywającą strategią. Przyjmuje się, że plecaki 20-30 litrów to tzw. jednodniowe, plecaki 60-80 to już właściwie patrolowe, 80+ już raczej nie są dla zwykłych ludzi, a plecaki poniżej 10 litrów to tylko akcesoria modowe do noszenia paczki chusteczek.
  6. Ile waży kilogram plecaka. Odwrotnie jak z metalami szlachetnymi, przy plecakach płaci się za gramy, których nie chcemy mieć. Cena zazwyczaj jest odwrotnie proporcjonalna do pojemności plecaka przez wagę plecaka, przy czym punkt, w którym ta relacja przestaje być liniowa wcale nie jest tak wyśrubowany. Należy pamiętać, że plecak też będzie noszony na plecach – i raczej trudno będzie go zjeść, wylać lub wyrzucić bez utraty reszty ładunku

Pakowanie

Każdy wie, że ciężkie rzeczy na dno i jak najbliżej przy plecach, a najpilniej potrzebne na wierzchu? Tak? No to tyle truizmów. Można jeszcze rozważać dodatkowe knify – część masy przerzucić na szelki plecaka z przodu, (najlżejszą) część objętości pokitrać po kieszeniach itp., ale przy jakimkolwiek uczciwym dystansie 4) nie jest raczej wygrywającą strategią oplątanie się dodatkowymi paskami, nerkami i szelkami, na które dopiero przyjdzie plecak. Wielowarstwowe ułożenie niezależnych systemów nośnych generalnie boli i skończy się płaczem.

„Będę nieść w ręku/na pasie/w zębach”

No chyba raczej nie. Ani w ręku, ani na pasie nośnym, ani w kieszeniach spodni/ubrania które znajdą się pod którymkolwiek elementem plecaka, a już na pewno nie zawieszone na szyi, chyba że mówimy o drobnicy niezbędnie potrzebnej na bieżąco i krótkich dystansach. Po to Bozia dała porządny plecak z szelkami, pasem biodrowym i stelażem, żeby cały majdan był troczony tamże i niesiony na stelażu opartym na pasie biodrowym – chyba, że inaczej się nie da i coś będzie potrzebne na cito w łapach. Batonik, nawigacja, aparat fotograficzny, karabin, te sprawy.

Wodoodporność

Po pierwsze, prognoza pogody. Jeśli nie ma padać, to najprawdopodobniej nie będzie i zawijanie wszystkiego w wodoodporne sakwy dla samej frajdy nie ma sensu.

Po drugie, wodoodporność swoje waży. Może się okazać znacznie lżejszym pomysłem ogarnięcie pokrowca przeciwdeszczowego na cały plecak, niż pakowanie rzeczy tematycznie a konsekwentnie w osobne worki. Worek na śmieci też dobrze się sprawdza.

Po trzecie, nie wszystko musi być suche, jakby co. Sucha musi zostać elektronika i źródło ognia, reszta wystarczy, że nie nasiąknie za bardzo (bo nasiąknięte waży więcej).

Po czwarte, foliowy worek strunowy z Ikei czy kawałek stretchu i gumka ważą znacznie mniej, niż ubertaktyczny, dedykowany, wszystkoodporny worek oklejony MOLLE z każdej strony.

Po piąte, jeśli pakujesz się na wodę czy pchasz w inne bagno po pas, zrób wszystko dokładnie odwrotnie niż jest opisane w tym fragmencie.

Opakowania fabryczne i inne futerały

Jeśli pokrowiec multitool’a stanowi 10% wagi półkilowego zestawu, spokojnie można go zostawić bo nic wartościowego sobą nie wnosi. Jeszcze lepiej jest zostawić cały multitool, jeśli prawdopodobieństwo potrzeby natychmiastowego użycia miarki, kombinerek, pilnika i śrubokręta jest niewielkie. A już najlepiej jest podrzucić go do cudzego plecaka, tylko trzeba pamiętać, którego i gdzie. I żeby nie uciekł za bardzo.

Ta sama zasada dotyczy wszelkich fabrycznych worków, pudełek, pokrowców, futerałów z rzeczy, które sobie mogą bez nich poradzić. Są od tego trzy wyjątki – organizery na drobnicę, która nie powinna się rozsypać po całym plecaku (jak np. makaron czy inna amunicja), futerały na rzeczy delikatne których wolelibyśmy nie uszkodzić (np. na elektronikę), i pokrowce na rzeczy, którymi nie chcemy uszkodzić innych rzeczy (np. pochwa na nóż czy toporek).

Bezlitosne pakowanie według listy.

Robimy listę rzeczy do zabrania na plecy, dzieląc ją na 4 kategorie: niezbędne, potrzebne, przydatne i „warto zabrać na wszelki wypadek”, czyli reszta. Niezbędne to te, o których wiemy, że na pewno ich użyjemy i bez których wycieczka raczej się nie odbędzie – woda i plecak, na przykład. Potrzebne to te, które z wysokim prawdopodobieństwem będą użyte – np. żarcie, nawigacja (chyba, że kto inny to ogarnie - patrz podrzucanie multitoola), komórka z aparatem itp. Przydatne to takie, które z racjonalnie wysokim prawdopodobieństwem użyjemy do zrobienia ważnych rzeczy, ale które często przynosimy z powrotem – np. portfel z gotówką, plasterki na skaleczenia czy żelowe plastry na pięty. Cała reszta to rzeczy, które chcemy zabrać (maskotki, naszywki itp), zapas na mało prawdopodobne okazje (np. srajtaśma na covid-zupę), czy też rzeczy na duże fakapy5).

Mając listę, wyznaczamy absolutny i nieprzekraczalny limit wagowy całego naboju, jaki postanawiamy przenieść na grzbiecie na naszej wycieczce z punktu A do punktu B. Absolutny, czyli zapisany w kilogramach, i nieprzekraczalny, czyli plus/minus 10% ;-).

Potem bierzemy plecak, kładziemy go na możliwie dokładną wagę, i z listą w ręku pakujemy według kolejności z listy, po kolei według klasyfikacji z listy – najpierw niezbędne, potem potrzebne, potem przydatne, potem reszta i tyle – kiedy dotrzemy do limitu wagowego, przestajemy pakować i zaczynamy kombinować6). Inny wariant jest taki, że bierzemy wagę kuchenną i ważymy każdą rzecz z osobna, żeby wiedzieć, o ile nasz limit przekroczyliśmy i w którym momencie.

Niezależnie od metody, to jest ten moment, w którym docieramy do odwiecznego pytania filozoficznego7) – „mieć” (cały szpej z listy ze sobą), czy „być” (w stanie doturlać się zgodnie z planem do punktu B). Jest to też moment, w którym na poważnie zaczyna się walka o każdy gram, o ile dotarliśmy nie dalej niż do końca działu „potrzebne”. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak wiele bagażu targa ze sobą zupełnie niepotrzebnie, póki nie przetupta z nim sobie godziny w terenie. Jedyny minus metody całkowicie eksperymentalnej jest taki, że nogi włażą do d#py, a blazy muszą się zagoić przed następnym podejściem. 

Minimalizm i pakowanie pakietowe

Nie wszystko trzeba cały czas nieść na sobie. To znaczy, że pakiet z ubraniem na zmianę po dotarciu do punktu B spokojnie może być dostarczony na punkt B twoim środkiem transportu. Czyli, zostawiony w aucie (jeśli spacer jest po pętli), dowieziony (jeśli ktoś cię zgarnia), czy, dla zaawansowanych, skitrany w skrytce czy innym paczkomacie. Tak samo można pierwszy posiłek nieść od razu w brzuszku, nażarłszy się jeszcze w transporcie na punkt A. Nie ma też żadnej potrzeby, żeby pełne miejskie EDC pozostało pokitrane po kieszeniach, jeśli tylko da się je zostawić w sensownym miejscu. A już sporym błędem jest pakowanie kurtki jesienno-zimowej „bo może padać i wtedy będzie zimno”, jeśli wystarczy jednorazowa pelerynka, lub nawet worek na śmieci z wyciętymi otworami na ręce i głowę. I tak zamokniesz, jedyne pytanie brzmi, czy wolisz deszcz od zewnątrz, czy własny pot od wewnątrz.

Wielofunkcyjność

Rzeczy wielofunkcyjne zazwyczaj są lżejsze od kompletu specjalizowanych rzeczy o tym samym zakresie funkcji. Na przykład, śpiwór plus lekka kurtka przeciwdeszczowa plus polar do kupy będą cięższe, niż „swagman roll”. Z drugiej strony, rzeczy wielofunkcyjne zazwyczaj nie są tak dobre, jak dedykowane narzędzia – ale to raczej nie będzie problem przy jednodniowym spacerze po płaskim.

Buszkraft i improwizowane narzędzia

Wspaniała sprawa, polecam. Jak się wie, co się chce, i znajdzie człowieka, który ci pokaże jak to ogarnąć ze znaleźnego patyka scyzorykiem i sznurkiem, życie staje się znacznie lżejsze. Na razie za mało umiem, żeby się mądrzyć, ale wszystko przede mną.

Narzędzia

Nie są niezbędne. Serio. Polski teren to nie dżungla. W większości sytuacji i wakacyjnych wycieczek po płaskim nie są nawet potrzebne. Zamiast brać rzeczy na awaryjny nocleg z biwakiem, znacznie lepiej jest ich nie wziąć, istotnie redukując wagę plecaka i ryzyko padnięcia w trasie wymuszającego awaryjne biwakowanie. Saperka to sporo ponad pół kilo, tak samo siekierka/toporek. Multitool o sensownym zakresie to jakieś pół kilo. Duży nóż "surwiwalowy" to minimum ćwierć kilo. Boisz się, że utkniesz na noc, goło i wesoło gdzieś w samym środku nigdzie? Spakuj koc NRC i ogrzewacz chemiczny do ciała, jak na zimę. Boisz się, że cię złapie po drodze i będzie trzeba kopać dołek na zużytą srajtaśmę? Łyknij w domu stoperan, nie żryj dziwnych rzeczy po drodze, albo wygrzeb co trzeba w poszyciu patykiem, nożem, łyżką albo i turystyczną, plastikową łopatką ogrodniczą o wadze 88g 8), zamiast targać kilo żelastwa.

Tricki luźne, nie pasujące do kategorii:

  • ubranie też będziesz nieść na sobie. 
  • nie ma co przeginać z oszczędzaniem na wodzie. Wodę zawsze można wylać w trasie, ale nie zawsze można jej tam nabrać.
  • stalowe pojemniki na rzeczy są fajne w filmach o II WW.
  • klamerki swoje ważą. Jeśli to możliwe, wiąż taśmy i troki na odpowiednie węzły.
  • jeśli planujesz posiłek na ciepło, podgrzewacze chemiczne i liofilizaty do zalania wodą są twoim nowym przyjacielem. Trochę lepszym niż racje MRE.
  • latem z braku jednego ciepłego posiłku jeszcze chyba nikt nie umarł. Proste cukry, batoniki, mleczko w tubce i inne takie o dużej kaloryczności a lekkie są twoimi przyjaciółmi nawet bardziej niż liofilizaty.
  • tak samo, jeszcze się nie zdarzyło, żeby zdrowy i odżywiony człowiek latem padł z braku żarcia przez dzień czy dwa. Wydatek kaloryczny z wycieczki spokojnie sobie odbijesz po powrocie.
  • jeśli rzeczy się bujają, prawdopodobnie będą obijać i obcierać. Zrób tak, żeby nic nie dzwoniło ani się nie przemieszczało, jeśli podskoczysz z plecakiem na plecach. Jeśli dzwoni, albo jeśli nie jesteś w stanie podskoczyć, plecak jest do przepakowania.
  • metr sznurka zazwyczaj waży mniej niż metr troka z klamrą.
  • kołki, patyki-grzebalce, haczyki do wieszania, zaczepy i inne takie poniewierają się w każdym lesie, jeśli masz metr sznurka, scyzoryk i umiesz w węzełki. Przy odrobinie zmysłu inżynierskiego i dodatkowym karabińczyku nawet i tripod będzie się pewnie dało skonstr… eee, zaimprowizować. Jedyne dwa ważne pytania to „czy ci się chce” i „ile chcesz na to przepalić czasu”. No, góra trzy pytania, bo jeszcze „gdzie jest plasterek” się zdarza, jeśli ktoś nie ogarnia krawędzi tnących.
  • polski teren to nie dżungla, trudno się zgubić tak, żeby zginąć na śmierć i bez śladu.
  • gwałtowne załamania pogody się zdarzają, ale tylko w górach i na wodzie niosą bezpośrednie i natychmiastowe zagrożenie dla życia. Póki wiadomo, gdzie cię szukać i o której zgłosić zaginięcie, najprawdopodobniej nic ci nie będzie. Ergo, zabieranie zestawów survivalowych na parę godzin do lasu może być pewną przesadą – i piszę to ja, a to już wiele mówi.
  • „leave no trace” znaczy, że śmieci też będzie trzeba nosić.
  • nadmiar pasków, klamer i troków ładnie wygląda na zdjęciach, ale czepia się krzaków i swoje waży. Zostaw to, co niczego nie trzyma na miejscu, resztę porządnie sklaruj.
  • „share the load”, czyli jeśli na wycieczkę idziesz w grupie, upewnij się, że nie dublujesz cudzego ładunku, ale też że niczego nie brakuje. Trochę siara będzie, jeśli wszyscy będą mieli siekierki, saperki, i noże do hardkorowego biwakowania , ale nikt nie będzie miał kubka, w którym da się zagotować wodę. Niezręcznie jest też wypijać cudzą wodę i wyżerać żarcie.
  • jeśli grupa nie jest dobrze przygotowana, a plecaki z tych większych, dobrym pomysłem może być ich zważenie na punkcie A, choćby lekką wagą sprężynową, która potem zostanie w transporcie. Może się okazać, że trzeba będzie kogoś przepakować, bo na przykład zapomniał wyjąć hantli. Albo i wprost przeciwnie, kogoś trzeba będzie dociążyć paroma cegłami, żeby przestał irytować.

1) czytaj: nie znam się na tym.

2) Wartości przykładowe należy zastąpić, odpowiednio do swojej formy psychofizycznej, w następujący sposób: „15kg” => „ciężki w ch#j”; 10km => „w pi#du daleko”; 500m => „jprdl, ale wysoko”.

3) Aczkolwiek, przy użyciu farby w spraju i kolor pewnie da się dostroić.

4) patrz 2), w szczególności „w pi#du daleko”

5) Ustalmy, ile razy użyliście tego bojowego noża typu „rambo” w ostatniej dekadzie, ale z faktycznej potrzeby, a nie dla szpanu. Wiecie, tego z kompasem, osełką, żyłką z haczykiem, piłą, pilnikiem, kaburą składającą się w przecinak do drutu kolczastego i laserowym bumbulatorem w kamuflażu do tajlandzkiej dżungli.

6) Słyszałem o ludziach, którzy spakowali wszystko z listy, nie dotarli do limitu i musieli się dociążać talerzami ze sztangi czy kanistrami z wodą, ale umówmy się, normalni to oni nie są i pewnie coś trenują.

7) Tu powinien być krótki filmik animowany ze sceną z "Piramid" Terry'ego Pratchett'a, w której Teppic pakuje na siebie swój szpej do egzaminu w Gildii Zabójców, łącznie z próbą dania jednego kroku w pełnym oporządzeniu, ale nie umiem nic takiego znaleźć.

8) na przykład taką:Saperka GSI Outdoors Cathole Trowel

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z łopatą, gumiakiem i MON'em po Śląsku, czyli wnioski i obserwacje z działań przeciw- i popowodziowych 2024

Primer - jak sobie łatwo ogarnąć nieuczciwą przewagę na ew. szkolenia wojskowe

Różnice między wojskiem, preppingiem a normalnością, czyli dlaczego nie wszystko da się załatwić odpowiednim użyciem materiałów wybuchowych.