Miało być śmiesznie, a wyszło jak zwykle, czyli koany bezpieczeństwa.
Święta, święta, święta i nowy rok, czas zadumy, żarcia i ostrych dyskusji przy świątecznych stołach i nie tylko. Jakby się skończyły normalne tematy do tradycyjnego narzekania, służymy niewielką, wycinkową wrzutką "z branży". Dobór tematów z poniższego zestawienia ma całkiem spore szanse wkurzenia i zdołowania wszystkich przy stole, dzięki czemu powinno się udać wycofać z kilkudniowym zapasem sałatki warzywnej i śledzi, bez napotkania znaczącego oporu.
Jest nowa apka do pokazywania schronów. Stara pokazywała je źle, bo pokazywała miejsca które kiedyś może będą, lub kiedyś były, lub może kiedyś zostaną schronami i ukryciami. Ta nowa pokazuje je rzetelniej, to znaczy będzie coś pokazywać, jak już jakieś schrony i ukrycia zostaną zbudowane. Ale na razie dokładnie pokazuje mapkę okolicy, czyli wszystkie miejsca, w których na pewno nie ma schronów.
Jest sobie kolejny program rządowy #wGotowości, który owszem, jest lepszy niż nic jeśli się zupełnie nie siedzi w temacie, ale pokazuje podstawy podstaw. Ponieważ jest to zadanie z obrony cywilnej, realizują go wybrane jednostki wojskowe. Ponieważ zagadnienia są podstawowe, indywidualne i cywilne, zajmują się nimi oprócz OT jednostki zawodowe i specjalistyczne - najwyraźniej mają za dużo czasu. Program od strony preperskiej koncentruje się na podstawach surwiwalu w lesie, plecaku ewakuacyjnym, i nawigacji bez GPS, czyli generalnie skupia się na rzeczach najbardziej przerąbanych, zupełnie nie komentując tych normalniejszych i bardziej prawdopodobnych. Samorząd lokalny, który ustawowo ma ogarniać te tematy na swoim terenie, nie jest reprezentowany ani obecny na szkoleniach. Bo wiadomo - najlepiej na obronie cywilnej znają się żołnierze, na przykład pułku rakietowego.
Jest sobie akcja #Horyzont, w ramach której tysiące ludzi przepalają dziesiątki tysięcy godzin oglądając jak tory rosną, a mosty nadal nie są kradzione. Ponieważ patrole są łączone, tysiące policjantów są wyrywane z systemu i niedostępne do normalnej, policyjnej roboty; tysiące SOKistów generalnie oprowadzają gości po rewirze, pilnując, żeby ci nie wypierd##lili się na śliskich podkładach, nie łapali za zerwaną trakcję, i nie dali się rozjechać pociągom; tysiące żołnierzy WOT zastanawia się, czy jeszcze mają robotę i czy przypadkiem nie jest to czas na rezygnację. Wykrywalność jest żadna, bo nie ma cudów - ale nie ma żadnej metryki pozwalającej decydentom oceniać racjonalność tak dysponowanych środków. To tak jak z tymi zabójcami smoków - skoro żadnego smoka od dawna nikt nie widział, to muszą być skuteczni.
Jest sobie przebąkiwanie po kątach o różnych takich, "powszechnych", "obowiązkowych", "wojskowych", a czasami nawet ktoś się zapomni i powie "pobór". Jednocześnie wojo nie wyrabia z podstawowym szkoleniem swoich własnych ludzi, bo nie ma gdzie, kim, czym, na czym ani kiedy - brakuje infrastruktury, kadry, sprzętu i czasu, zwłaszcza od czasu wprowadzenia nowego, bardziej racjonalnego programu szkolenia strzeleckiego. Ale póki społeczeństwo się nie zna, i przekonują je obrazki ludzi w mundurach groźnie tupiących na defiladach i filmiki rekrutacyjne z WCR pełne (w wąskim kadrze i na dynamicznych zbliżeniach) szczęśliwych, uśmiechniętych i uzbrojonych młodych ludzi, to słupki sondażowe nie drgną i nie ma powodu do kołysania łódką, nie?
To może dałoby się to, bo ja wiem, przynajmniej częściowo sprywatyzować i puścić podmiotom cywilnym? No też nie, bo by wyszło, jaka jest skala marnotrawstwa czasu i środków na instytucjonalnym szkoleniu podstawowym. Do tego każdy chciałby czuć się bezpiecznie, ale już mieszkać w tym samym powiecie co strzelnica to nie za bardzo. A tak w ogóle, jakoś ludzie mają mniejsze opory przed instytucjonalnym trenowaniem do użycia przemocy na rozkaz, niż przed koncepcją, że ktoś może się "takich rzeczy" uczyć za własne pieniądze, we własnym czasie, będąc pod szczelniejszym nadzorem niż wspomniane instytucje.
Jest sobie pomysł MinZdro, żeby od stycznia w karetkach były kamizelki nożoodporne, bo ostatnio ludzie są agresywni wobec ratowników medycznych. Tylko MinZdro jakoś nie przewidziało na to środków, a poza tym z niewiadomych powodów sądzi, że kamizelka noszona pod ubraniem, w którą się człowiek poci i na którą wylewają się różne rzeczy także z pacjentów, może być swobodnie przekazywana z szychty na szychtę, np. z dwumetrowego chłopa na dziewczynę ważącą 50 kilo. Bo MinZdro nie uważa tych kamizelek za indywidualne środki ochronne. A że wyceniał temat jakiś debil z dostępem do Wisha i Temu, to koszt imprezy jest niedoszacowany o jakiś rząd wielkości. Ale to i tak nie szkodzi, bo środków na to i tak nie ma i nie będzie.
Od jakiegoś czasu politycy lubią przez różne przypadki odmieniać "model fiński", jeśli chodzi o kompleksową gotowość i odporność społeczeństwa. Takie zaklęcie sobie znaleźli, bo jak się człowiek zacznie w ten model fiński zagłębiać, to wychodzą mu ciekawe rzeczy, stanowiące pewne, że tak powiem, wyzwania w naszej rzeczywistości. Otóż, opiera się on na szerokim porozumieniu społecznym, że tematy bezpieczeństwa są zbyt ważne, żeby zostawić je instytucjom. Że bezpieczeństwo nie jest tematem, który może służyć za ring do partyjnych przepychanek. Że proces budowy i utrzymania takiego systemu to są dekady i pokolenia, a nie najbliższe wybory. Że samoorganizacja obywateli, w tym także posiadających broń i pewne określone umiejętności, jest podstawą i zasobem. Że każdą złotówkę trzeba obejrzeć trzy razy, zanim wyda się ją na "rozwiązania pomostowe" czy inne takie eufemizmy, przy których da się zrobić fotkę do kampanii wyborczej. No, generalnie, tak samo jak i "model szwajcarski" czy "model skandynawski", w powszechnej dyskusji są to zaklęcia i kult cargo, za którymi nie idzie żadne głębsze zrozumienie. Na przykład zupełnie niezauważony pozostaje detal, że w Finlandii nie ma obowiązkowych badań lekarskich dla ubiegających się o pozwolenie na broń, nawet jeśli chcą być myśliwymi.
Niedługo zacznie się czwarty rok wojny na Ukrainie. Gołym okiem widać, jak zmienia się pole walki - i jest to jedna z lekcji, jak szybko rozchodzą się wieści i innowacje. Rozwiązania, które wprowadzano pół roku temu, żeby skontrować poprzednie innowacje, już wypadają z obiegu zastępowany nowymi. Może dlatego wojo w nieskończonej swej mądrości nadal używa starych, sprawdzonych metod szkoleniowych z lat 1950, licząc na to, że licznik się w końcu przekręci. Inicjatywy zorientowane na wyciąganie wniosków z tego, co się dzieje na Ukrainie, jakoś znacznie częściej są oddolne i na granicy systemu, niż instytucjonalne. Ale to też w sumie dobrze - ponieważ są oddolne i za własną kasę, to każdą swoją złotówkę obejrzą nie trzy, a pięć razy.
I tu jest największy z koanów bezpieczeństwa, jednocześnie dający nadzieję i troszkę przerażający: Kto, jak nie my? Jeśli ogólne bajorko gotowości i wiedzy jest tak płytkie, że kapitan państwo wysyła wojsko do uczenia chętnych z ulicy co spakować do plecaka na biwak w lesie, co nas, ludzi kumatych i ogarniętych, powstrzymuje od zorganizowania sobie samodzielnie wiedzy, planów i sprzętu? Jeśli chcesz mieć te tematy ogarnięte dla siebie i swoich porządniej, taniej, szybciej i z sensem nie tylko statystycznym, to nie stać Cię na czekanie na instytucje.
Wesołych Świąt i róbmy swoje.
-------------------------------------------------------
KOAN - paradoksalna zagadka z buddyzmu zen, mająca na celu wskazanie absurdalności rzeczywistości i doprowadzenie do oświecenia. Nie ma prawidłowej odpowiedzi, ale jak się nad nią pomedytuje, to czasami udaje się znaleźć to oświecenie. Czyli, wyjście umysłem poza okowy schematu. Na przykład "jaki jest dźwięk jednej klaszczącej dłoni", "jak wejść do schronu bez ścian", "kto za to zapłaci", czy "ilu żołnierzy z poboru powszechnego trafi do rezerwy, jeśli każdy powie >>pobór popieram, ale nie mnie, tylko innych<<"
Komentarze
Prześlij komentarz