OC to nie tylko ubezpieczenie, czyli znowu o publicznej dyskusji o Obronie Cywilnej
PSA, bo się temat Obrony Cywilnej (OC, w odróżnieniu od ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej OC, i gazu pieprzowego OC) znowu robi modny i medialny. Kolejność haseł jest przypadkowa, a gdzieś na blogu leżą sobie definicje podstawowych terminów technicznych.
- Założenia do ustawy o obronie cywilnej, o których mówili MON i MSWiA w piątek - fajna sprawa, bardzo potrzebna, w końcu coś się dzieje, podobają mi się zwłaszcza kawałki o włączaniu w system NGOsów, samorządu lokalnego od najniższego poziomu i ogólnie ludzi, ale poczekajmy z szampanem na dokument oficjalnie opublikowany na RCL. A jeszcze lepiej - na gotową ustawę. Od samych konferencji prasowych nie pojawi się ani kasa na realizację, ani obecnie nieistniejąca podstawa prawna, ani ludzie.
- "nie ma OC od dwu lat" - i tak, i nie. Od dwu lat to nie mamy ustawy o OC, bo poprzednia straciła ważność razem z wejściem w życie ustawy o obronie ojczyzny. Samego systemu OC nie mamy dużo dłużej, bo jakieś circa about trzy dekady - bo demontaż OC odziedziczonej po ustroju słusznie minionym zaczął się właściwie od razu. A że nikt się nie upominał, a przynajmniej nie na poważnie i nie ludzie, których ktokolwiek by posłuchał, to kasa poszła na inne rzeczy, plany się zdezaktualizowały jak to mają w zwyczaju, a środki, powiedzmy, przesunięto. A dokładniej, pomieszczenia na schrony przesunięto do roli graciarni magazynków, a ich wyposażenie przesunięto na przysłowiowy złom. I tyle, mimo nieusunięcia kompletu martwych przepisów.
- "państwo powinno" - no tak, ale nie robi, i jest odrobinę za późno na dalsze czekanie w świętym oburzeniu indolencją tych czy tamtych. Chcesz coś mieć porządnie (albo w ogóle) zorganizowanego, to się zakręć dookoła tematu samodzielnie. Nie czekaj na polityków i urzędników, zacznij od siebie i swoich. Tych zupełnie bliskich, a potem tych dalszych.
- "nie ma schronów" - no nie ma, i długo nie będzie, bo je trzeba wybudować od zera - nie wystarczy nawet najbardziej stanowcze zadekretowanie ich istnienia, czy wyobrażenie sobie, że ich funkcje mogą przejąć piwnice ze ściankami z dziurawki po powieszeniu odpowiednio kolorowych naklejek. Jak nie masz gdzie wybudować swojego, to dopilnuj, żeby cię nie było w strefie zagrożonej JakbyCo - wtedy nie będziesz potrzebować żadnego schronu bo wykonasz ....
- "ewakuacja niezaplanowana i nieskoordynowana" - właśnie, wykonasz samoewakuację. Najlepiej zanim będzie to zupełnie niezbędne, czyli sporo przed alarmami (bo jakie by nie były, zawsze będą ogłaszane już w trakcie zagrożenia). Po poważnych alarmach będą korki na drogach i panika.
- "nie ma gotowych miejsc dla ewakuowanych" - no nie ma, i też się automagicznie jutro nie pojawią. Ale jakichś znajomych, krewnych, czy innych krewnych znajomych gdzieś dalej chyba masz? To się z nimi dogadaj - jakby co, to my do was, albo wy do nas. No i macie przygotowany plan ewakuacji, znacznie lepszy niż państwowy, bo nie kończący gniciem w namiotach czy na sali gimnastycznej.
- "polityk X obiecuje" - na dziś nie ma podstawy prawnej, systemu, kasy, zasobów - Kononowicz byłby dumny. Na dziś mamy gadanie (w końcu!), że król merda krótkim ogonkiem na wietrze. Każdy, kto obiecuje szybkie i proste rozwiązania instytucjonalne (że "państwo zapewni", na dowolnym poziomie), albo zupełnie nie wie o czym mówi, albo łże. A już zupełnym ewenementem są kandydaci lokalni w wyborach samorządowych do ciał kolegialnych (np. wszelkiej maści radni), obiecujący, że wszystko załatwią. Nie mają tego w ogóle w zakresie obowiązków.
- "nikt nic nie wie" - umiesz liczyć? Licz na siebie. I kup przynajmniej te cholerne świeczki, puszki fasolki i baniak wody, które tak bardzo lubią wszystkie rządowe poradniki. Jaki by nie był późniejszy oficjalny standard i zalecenia, zawsze będzie w nich ogień, żarcie i woda. Nie czekaj, aż urzędnicy cokolwiek zrobią za ciebie. Zainteresuj się tym, co tam sobie mruczy pod nosem dyżurny okoliczny prepers, pomyśl co by trzeba spakować na miesiąc wakacji, poczytaj o rzeczach dziwnych i niepotrzebnych, obejrzyj parę filmów katastroficznych poszukując durnych pomysłów (!).
- "ale geiger/schron/karabin/helikopter/telefon satelitarny kosztuje" - to nie zaczynaj od zakupu durnostojek i gadżetów za ciężkie cebuliony. Najpierw się dowiedz, potem zastanów, a potem skup na podstawach. Żarcie, woda, schronienie, transport. Zanim to ogarniesz do porządku to dowiesz się nowych rzeczy, poszerzysz plany awaryjne, i tak to się będzie turlać.
- "to wszystko takie straszne" - to albo daj zarobić terapeutom (serio, żaden wstyd poszukać profesjonalnej pomocy ze stanami lękowymi, a czasy mamy ... ciekawe), albo nie zajmuj się wszystkim naraz. Skup się na konkretnych, wąskich podstawach, reszta przyjdzie z czasem. Działaj racjonalnie, nie daj się zrobić w ch...oinkę ludziom oddzielającym kasę od naiwnych i przestraszonych, myśl za siebie i zostań swoim pierwszym ratownikiem. Trywialne detale implementacyjne sobie stopniowo ogarniesz, bez stresu. Po dwie minuty dziennie.
Jeśli to dla Ciebie istotne, zajmij się tematem samodzielnie i osobiście, bo żaden polityk nie zrobi tego za ciebie. A jak skończą gadać i w końcu coś się wdroży, może się okazać, że jeszcze będą chcieli ci płacić za gotowość do pomocy.
Komentarze
Prześlij komentarz